Wywiad z Agnieszką Reimus-Knežević, mistrzynią florystyki, pedagożką, absolwentką „School of Art” Izabeli Tkaczyk oraz hortiterapii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim
Przyczynkiem do naszej rozmowy jest wystawa „MandalArt”, jaką można oglądać do końca czerwca w Filharmonii Warmii i Mazur. Co to za projekt?
Projekt dojrzewał we mnie dwa lata. Długo chodziłam z tym pomysłem w głowie, ponieważ trochę bałam się go zrealizować, a trochę nie miałam czasu, żeby w pełni się mu oddać. Przejrzałam też wiele stron internetowych, by sprawdzić, czy przypadkiem ktoś już takich obrazów nie robi, bo nie chciałam powielać czyjegoś pomysłu. Nie znalazłam.
Mandali jest mnóstwo, przeróżnych. Tworzone są od wieków. Dla mnie stały się inspiracją do zabawy z roślinami. Na co dzień prowadzę swoją pracownię i często zostają mi jakieś kwiaty, zieleń… Szkoda mi wyrzucać takie skarby i tak zbieram, zbieram, zbieram. Wszystko się przecież przyda, tylko miejsca brak. Jak to mówią, potrzeba matką wynalazków, więc jak już nazbierałam tyle suszu, że nie miałam gdzie go przechowywać, to zaczęłam myśleć, co z nim zrobić. I tak to się zaczęło.
Jak pani zauważyła, mandale znane są od zarania wieków. Jakie dziś mają znaczenie i zastosowanie?
Mandala to jeden z najstarszych symboli występujących w ludzkiej myśli. Dwa elementy: okrąg czyli to, co transcendentne, nieskończone i boskie, oraz kwadrat, czyli to co wewnętrzne, związane z człowiekiem i ziemią. W kulturze zachodniej zostały rozpowszechnione przez wybitnego psychiatrę Karola Gustawa Junga. Na początku malował je tylko dla walorów artystycznych, potem dostrzegł ich terapeutyczne działanie. Uważał, że mandala wykonywana spontanicznie odzwierciedla stan psychiczny autora. W buddyzmie tworzenie mandali, a następnie jej niszczenie, np. rozwiewanie przez wiatr, służy do praktyki religijnej. To forma modlitwy, medytacji i jest określana jako droga transformacji. Pomaga w odzyskaniu równowagi i harmonii wewnętrznej.
W dzisiejszych czasach symbol ten nie stracił na aktualności, a powiedziałabym, że stał się nawet modny. Ludzie tworzą przeróżne mandale, różnymi technikami, również te kwiatowe. Bardzo znane są obrazy tworzone z kwiatów suszonych metodą zielnikową. Takie tworzyła księżna Grace Kelly. Znam osoby, które czytają mandale i je interpretują autorom. W Olsztynie mam zaprzyjaźnioną artystkę, która maluje mandale metodą dotpaintingu i nawzajem się inspirujemy.
Mandala to doskonała forma zabawy dla każdego. Wykonanie mandali wycisza wewnętrznie, pomaga w skupieniu uwagi, rozwija wyobraźnię i koordynację wzrokowo-ruchową, pomaga w redukcji stresu, a przede wszystkim daje satysfakcję i odprężenie.
Co pani chce przekazać za ich pośrednictwem?
Moje pierwsze mandale powstały w 2023 r. Co roku jeżdżę na Międzynarodowe Targi Ogrodnictwa i Architektury Krajobrazu Gardenia do Poznania, gdzie razem z przyjaciółmi organizujemy pokazy florystyczne. Pomyślałam, że to dobre miejsce na „premierę” i tam, po raz pierwszy, pokazałam trzynaście obrazów.
Kilka lat temu postanowiłam zostać florystką, bo zachwyca mnie świat roślin. Myślę, że to po mamie, która od zawsze otacza się roślinami. Miała swój ogród w domu rodzinnym, potem kawałek ziemi, na którym zawsze było kolorowo od kwiatów. W moim rodzinnym domu gdzie się nie spojrzy, są rośliny. I ja mam tak samo. Zachwycam się kształtami, kolorami, tym jakich metod używają rośliny, by żyć. Jaka finezja, wirtuozeria, technologia… Tym zachwytem chcę się dzielić. Na mnie natura i kontakt z nią działa niezwykle kojąco. Mandale też tak na mnie oddziałują. Pomyślałam więc, że jak połączę te dwie sfery, to może stan zen (sic!) będzie na wyciągnięcie ręki. Nie tylko dla mnie, ale i dla odbiorców mojej pracy.
Bardzo lubię przyglądać się roślinom, zaglądać im do środka. Można tam odkryć niezwykły świat struktur i tym chcę się dzielić. Zatrzymać widza na chwilę, niech popatrzy, poduma, zachwyci się.
Poza florystyką od lat pracuję w edukacji. Kiedyś przeczytałam wyniki amerykańskich badań nad ludzkim zachwytem. Podobno dzieci zachwycają się kilkadziesiąt razy dziennie, my dorośli kilka razy w ciągu roku. Chciałabym, żeby ludzie zachwycali się jak dzieci, patrząc na moje obrazy, na piękno roślin. Żeby te obrazy ich zatrzymywały chociaż na chwilę, żeby się zastanawiali, z czego są. Żeby patrząc na nie, wyobrażali sobie coś swojego…
Jest pani absolwentką „School of Art” Izabeli Tkaczyk i prężnie uczestniczy w życiu branży florystycznej. Wiem, że tych aktywności jest wiele… Proszę wymienić te najważniejsze.
Po pierwsze florystyka. To od kilku lat moja wielka pasja. Po drugie teatr – wielka miłość. Najpierw grałam w teatrze, teraz głównie reżyseruję i prowadzę zajęcia z zakresu edukacji teatralnej dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Teatr trochę musiał ustąpić miejsca florystyce, podzielić się nim, bo nie mogę żyć ani bez jednego, ani bez drugiego.
Kolejna miłość to moja druga praca zawodowa, czyli edukacja. Od lat prowadzę z przyjaciółką dwa przedszkola w Olsztynie, przy których powstał również ośrodek terapeutyczny. Od dawna również prowadzimy razem szkolenia dla nauczycieli. Dlatego też w branży florystycznej najbardziej lubię prowadzić warsztaty, szkolenia.
Grałam kiedyś na kilku instrumentach. Muzyka wzywa mnie znowu i po latach do niej wróciłam.
Jest pani pomysłodawczynią projektu „Biofeeling”. Co to za inicjatywa?
To projekt, który wymyśliłam pod wpływem lektury o biofilii. To koncepcja, że każdy człowiek ma wrodzoną skłonność do zbliżania się do natury i poczucia harmonii z przyrodą. Dużo czasu poświęciłam też studiom hortiterapeutycznym (terapia ogrodem, roślinami, lasem) oraz artykułom na temat sztuki land artu, czyli sztuki ziemi. Pomyślałam, że w tym projekcie połączę to wszystko.
Zaproponowałam, że poprowadzę cykliczne zajęcia łączące sztukę designu, plastyki, florystyki, hortiterapii w naszym olsztyńskim ośrodku kultury. Pomysł się spodobał. Od kilku miesięcy spotykam się z kilkunastoma osobami, regularnie co tydzień i przygotowujemy dużą wystawę land artu w Parku Centralnym w Olsztynie. Wernisaż już 3 czerwca o godz. 18.00. Oprócz instalacji i rzeźb, które zaprezentujemy w parku, będzie można obejrzeć wystawę kompozycji kwiatowych przygotowanych przeze mnie i uczestniczki projektu.
Jakie miejsce w pani zawodowym życiu zajmuje Pracownia florystyczna Trzy po Trzy?
To moja osobista przestrzeń. Traktuję ją bardziej jako azyl, niż miejsce pracy. Nie jest to typowa kwiaciarnia. Przygotowuję kompozycje kwiatowe tylko na indywidualne zamówienia. To miejsce, w którym tworzę dla innych, ale też zapraszam do siebie na warsztaty. Jak już wspomniałam, uwielbiam uczyć i patrzeć, jak ludzie tworzą. Czasem zamykam się tam na kilka tygodni i tworzę obrazy. Pracownia była odpowiedzią na moje osobiste poszukiwania twórczej przestrzeni dla siebie. W pracy zawodowej coraz mniej miałam wyzwań o charakterze kreacyjnym i stąd pomysł, żeby zacząć uczyć się czegoś nowego, obudzić mózg, wyjść ze strefy komfortu i działać.
Co dały pani studia hortiterapii na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim? W jakim stopniu przekładają się na pani codzienną pracę?
Uporządkowały i poszerzyły moją wiedzę na temat tego, w jaki sposób wykorzystać prace w ogrodzie, prace z roślinami, do pracy z ludźmi. Hortiterapia bardzo wzmacnia terapię, jest idealna do wspomagania leczenia. Wiele rzeczy można przepracować z ludźmi podczas prac ogrodowych, spacerów leśnych.
Ta wiedza bardzo wzbogaciła moją pracę z dziećmi w przedszkolu, zwłaszcza z tymi, które mają różne dysfunkcje. Razem sadzimy, siejemy, kopiemy, tniemy. Wykonujemy wiele ćwiczeń, które wspomagają rehabilitację. Z tą tylko różnicą, że dzieci nie wiedzą, że podczas tych zajęć wykonują masę ćwiczeń, których w sali terapeutycznej, np. z fizjoterapeutą, nie chcą wykonywać. W ogrodzie, ze mną, robią to przy okazji.
Ogród to niezwykła „sala doświadczania świata”. To tu mamy niezwykłą moc sprawczą, tu się uziemiamy, uczymy się odpoczywać, wzmacniamy ciało i ducha, uczymy się odpowiedzialności za rośliny, bawimy się. Podczas zajęć słyszę często dźwięki zachwytów, podekscytowania, żeby za chwilę wsłuchać się w ciszę… Tak jest zawsze. Ludzie się relaksują i wyciszają. Polecam każdemu!
Zdjęcia: Justyna Kozdryk i Szymon Marchlewski
Przez 18 lat redaktorka prowadząca fachowych czasopism florystycznych („Katalog Florysty”, „Florysta”, „Kwiaty do Ślubu”, „Ślubne wiązanki i dekoracje” oraz „Florystyka Funeralna”). Autorka kilku tys. artykułów i wywiadów. Pełne bio.